Tradycja (łac. traditio „wręczenie”, „oddanie”) – przekazywane z pokolenia na pokolenie treści kulturowe (obyczaje, poglądy, wierzenia, sposoby myślenia i zachowania, normy postępowania itp.) wyróżnione przez daną zbiorowość, na podstawie określonej hierarchii wartości, z całokształtu dziedzictwa kulturowego jako społecznie doniosłe dla teraźniejszości i przyszłości; także proces przekazywania tych treści kulturowych, dokonujący się w danej zbiorowości.
Źródło: Encyklopedia PWN
Chyba mogę śmiało napisać, że w mojej rodzinie oddawanie krwi to już tradycja.
Mój Tato zaczął oddawać krew na początku lat 70. ubiegłego wieku. Dekadę później został prezesem Klubu Honorowych Dawców Krwi w nieistniejących już zakładach garbarskich. Był to wówczas największy zakład w regionie, który w swoich szeregach miał ok. 200 krwiodawców.
Tato oddał przez całe życie ok. 74 litry krwi pełnej.
Do dziś pamiętam, jak przed Świętami albo naszymi urodzinami (w domu było nas czworo dzieci) na stole pojawiały się pyszne czekolady, których w latach 80. i na początku lat 90. nie było przecież na półkach sklepowych. Dzisiejszej młodzieży wydaje się to nierealne, ale tak właśnie było 🙂 Na pytania, skąd te czekolady, Tato odpowiadał, że dostał je za najcenniejszy lek: krew.
Krew jako lekarstwo…? Nie mogliśmy wklepać tego w Google i sprawdzić, o czym mowa. Nie było Internetu, Facebooka ani kampanii społecznych o takim zasięgu, jak teraz. Tato tłumaczył nam, że krew, którą honorowo oddają On i inni dawcy, może uratować życie dzieciom i dorosłym, i że bez niej chorzy i poszkodowani w wypadkach nie mają szans na wyzdrowienie.
Miło wspominam, jak Tato przynosił do domu coraz to nowe odznaczenia klubowe, resortowe i medale państwowe w podziękowaniu za działalność na rzecz promocji krwiodawstwa oraz za ilość oddanej krwi. Oczywiście w naszych dziecięcych oczach Tato był wówczas bohaterem – i jest Nim nadal.
Tato opowiadał nam, jak wyglądała donacja i omawiał krok po kroku jej przebieg. Pokazywał nawet ślady po wkłuciach, no ale dla nas – dzieci – i tak była to abstrakcja. Tajemnica oddawania krwi wyjaśniła się na początku lat 90., kiedy wybraliśmy się z Tatem do punktu krwiodawstwa i podejrzeliśmy, o co w tym wszystkim chodzi. No i się zaczęło…
Naturalną konsekwencją takiego dzieciństwa jest fakt, że aż troje z czworga dzieci wzięło przykład z postawy Taty i od ukończenia 18 roku życia oddaje krew, kiedy tylko może.
Mam 37 lat, oddałem ok. 35 litrów krwi i jestem prezesem Klubu HDK w moim ukochanym mieście. Do oddawania krwi udało mi się nakłonić między innymi żonę, dla której donacja to zastrzyk endorfin i powód do radości przez kilka następnych dni. Przede wszystkim jednak udało jej się pokonać największy lęk, jakim od dziecka był strach przed igłą i „białym fartuchem”. Nasza 4-letnia córeczka już teraz chętnie towarzyszy nam podczas donacji. Zapowiada, że gdy tylko będzie dorosła, również odda krew i wierzcie mi, ona już wie, o co w tym chodzi – i nie mam tu na myśli czekolad 🙂 Moja siostra jest kilka lat starsza ode mnie, również ma ok. 35 litrów na koncie i jest administratorem jednej z największych grup facebookowych o tematyce krwiodawstwa. Jej syn, gdy tylko przekroczył magiczną granicę pełnoletniości, w ramach prezentu urodzinowego po raz pierwszy oddał krew. Jest jeszcze mój brat, który ma 32 lata i blisko 20 oddanych litrów pełnej krwi.
To wszystko dzięki temu, że od wczesnych lat dziecięcych zaszczepiono w nas sposób myślenia, że oddawanie krwi nie boli, daje ogromnie dużo radości, a co najważniejsze – ratuje życie i zdrowie ludzi obok nas.
TAK. Śmiało mogę napisać, że w naszej rodzinie oddawanie krwi to tradycja.
Drodzy Krwiodawcy! Zabierajcie swoje pociechy, te małe i te większe, do punktów krwiodawstwa i zaszczepiajcie w nich tę piękną ideę. Twórzmy rodzinne tradycje, które ratują życie!
Tomasz Orzeszko